środa, 11 marca 2015

Rozdział 5

Ale twoje serce rośnie
Kiedy próbujesz zrozumieć
O co w tym wszystkim chodzi
Twoja skóra twardnieje
Kiedy próbujesz zrozumieć
O co w tym wszystkim chodzi

-Ja...-serce biło mi jak oszalałe. Czy można dostać zawału w tak młodym wieku? Jeśli tak, to jestem o krok od tego. Głęboko nabrałam powietrza. Świat szaleje, ludzie szaleją. - Dobra, zgadzam się. - zacisnęłam oczy. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam głośne westchnienie ulgi. Czyli jednak nie był pewien w stu procentach, że przyjmę jego ofertę. Ja też nie byłam pewna, póki słowa same nie wyszły z moich ust.
-Musimy się spotkać, by wszystko omówić. Dziś czy jutro? - Austriak był tak wesoły, że niemalże śpiewał.
-Jutro, proszę.
-Nie chcę tak długo czekać. Spotkajmy się dzisiaj. podaj mi swój adres. - nie chcę widzieć go tego wieczoru. Głowa mnie boli, mam dość dzisiejszego dnia. - Proszę...-  Czy kłótnia się opłaca? Poddaję się. Podałam chłopakowi adres, po czym pożegnał się słowami "Do zobaczenia, moja dziewczyno" i nie pozwalając mi na odpowiedź rozłączył się. 
-Jesteś bardzo dzielna. - przytuliła mnie. Tak bardzo tego potrzebowałam. Dobrze jest żyć ze świadomością, że ma się przyjaciela. Wsparcie, którego udziela mi Alex jest niewyobrażalnie duże. Odkąd pamiętam mogłam na nią liczyć i zawsze przy mnie była. Ona została nawet wtedy, gdy znajomi odwrócili się ode mnie. Kiedyś powiedziała, że dzięki temu ma mnie i Tobiasa. - Wyglądasz okropnie. - zaśmiałyśmy się. - Trzeba przyprowadzić cię do porządku. - wyszła z pokoju, a ja w między czasie wstałam z podłogi i usiadłam na łóżku. Tu jest zdecydowanie lepiej. Wróciła z kosmetyczką. - Po prostu to zmyjemy. - wyciągnęła wacik i nasączyła go mleczkiem do demakijażu. Może nie będzie źle. A nóż, będziemy się dogadywać, albo się polubimy. Hahahaha, ten żart mi się udał. Jak mogłabym polubić kogoś takiego? Tak w ogóle to jak długo mamy tworzyć "parę" Miesiąc? Dwa? Dłużej chyba nie będę potrafiła. Oboje usłyszałyśmy dzwonek. 
-Ja idę do pokoju, a ty...-urwała. - A ty go nie zabij. - Udałam oburzoną i wolno snułam się ku wejściu. Może to listonosz? O, albo przedstawiciel handlowy. Wszyscy, tylko nie Gregor, proszę..
Wiem, umówiłam się z nim, ale może zepsuł mu się samochód? Istnieje prawdopodobieństwo, że źle zapisał adres i teraz gdzieś błądzi po mieście. 
Spojrzałam przez wizjer. Chyba Bóg mnie nienawidzi.
-Hej. - przywitał się. Gestem ręki zaprosiłam go do środka. Wchodząc zatrzymał się przede mną i powoli zaczął się schylać. Odruchowo zrobiłam krok do tyłu. - Popracujemy nad tym. - posłał mi łobuzerski uśmiech. 
-Kawy, herbaty, czy może coś zimnego? Abo jesteś głodny?- mama nauczyła mnie, że trzeba być gościnnym nawet dla nieproszonego gościa.
-Nie, dziękuję. 
-Chodźmy do mojego pokoju. - zapadła martwa cisza. Jest całkiem inaczej niż w kawiarni. 
- Widzę, że lubisz Marilyn Monroe i Audrey Hepburn. - rzekł rozglądając się po mojej sypialni. Racja, uwielbiam te kobiety. Są dla mnie uosobieniem kobiecego piękna, talentu i siły. Usiedliśmy na łóżku, na początku nikt się nie odzywał. Moje dłonie są naprawdę ciekawe. Mam długą linie życia, obym nie musiała spędzić go z tym człowiekiem. Spojrzałam na moje czerwone paznokcie. Nadal ładnie wyglądają, ale muszę je zmyć i pomalować na inny kolor. Może na pudrowy róż? Jeszcze się zastanowię. 
-Więc..-uniosłam na niego wzrok. Zauważyłam, że jest bardzo spięty. Nie wyglądał teraz jak ten dupek z kawiarni. Raczej jak nieśmiały chłopak, który pierwszy raz ma do czynienia z dziewczyną. - Mam pomysł na nasz związek. Nie chcę, żebyśmy byli mega słodcy. Bądźmy normalni. Zachowujmy się jak zwykła kochająca się para.  Pojedziesz ze mną do Norwegii w grudniu, dobrze? Ustalimy ten wyjazd, gdy wrócę z Finlandii, ale chcę, żebyś już o nim wiedziała. Wiesz, nie byłem pewny, że się zgodzisz. Bałem się twojej odmowy, ale teraz jak tak siedzimy, wiem, że wszystko się ułoży. Będę się starać, żeby było ci dobrze. - jego oczy były pełne...nadziei? Chyba tak. Jeszcze takich ich nie widziałam. Są naprawdę piękne. - Powiedz coś, proszę
-Ile ten cyrk będzie trwał? - wydawał się być urażony doborem moich słów. Jak niby miałabym nazwać cały ten układ? 
- Pół roku - zakrztusiłam się śliną.
-Chyba żartujesz? - zapytałam pełna zdziwienia.
-Za krótko? Może być nawet rok.
-Sześć miesięcy brzmi świetnie. - sztucznie się uśmiechnęłam. Chłopak ujął moją dłoń i pogładził kciukiem. Bez chwili namysłu wyrwałam ją. Westchnął.
-Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeśli będzie ci przy mnie źle będziesz mogła odejść.
-Powiesz mi wtedy, kto jest moim ojcem? - pokiwał przecząco głową. - Czyli nie mam wyjścia.
-Nie chcę, żebyś mnie nienawidziła. - wydawał się być szczery wypowiadając te słowa. Dobry z ciebie aktor, Schlierenzauer.
-Och, nie udawaj, że zależy ci na mojej opinii. Jesteś zbyt arogancji, żeby sobie na to pozwolić. - zakpiłam z niego. Chłopak odchrząknął i z uśmiechem na twarzy powiedział.
-Skarbie, nie doceniasz tego, co właśnie dostałaś. Nie jedna chciałaby być na twoim miejscu. - zadufany w sobie dupek!
-Skarbie, jesteś megalomanem. Gdyby nie sytuacja za żadne pieniądze tego świata nie zostałabym twoją dziewczyną. - zapadła cisza. Nie przeproszę go za moje słowa. To jest prawda, a prawda boli najbardziej. Niech wbije sobie do tej głowy napchanej śniegiem, że nie jest idealny! I po co podniosłam na niego wzrok? Wyglądał jak pobity i zagubiony szczeniak. - Spokojnie, naprawię cię.
-Mnie nie trzeba naprawiać. - jaki on jest bipolarny! Mam go dość. Alex ratuj!
Dziewczyna jak na zawołanie zapukała do drzwi. Przywitali się i przedstawili, po czym zbeształa mnie, bo nie poczęstowałam niczym naszego gościa. Pytałam się przecież, czy coś chce!
Zapytała się, czy ma czas obejrzeć z nami nasz ulubiony serial, a on zmieszany zaistniałą sytuacją odrzekł, że już późno i musi wracać do przyjaciół. W duchu dziękowałam jej za wybawienie. Odprowadziłam go do drzwi. Nonszalancko oparł się o framugę.
-Trzymaj w sobotę za mnie kciuki, dobrze?
-No dobrze, Panie Bobrze. - zaśmiał się. Po raz drugi dzisiejszego dnia schylił się by mnie pocałować, a ja powtórzyłam moją ówczesną czynność.
-Całus na pożegnanie, proszę. - wysunął dolną wargę do przodu i zrobił maślane oczy. Uśmiechnęłam się szeroko i pokręciłam przecząco głową. Położył sobie dłoń po lewej stronie klatki i udawał, że płacze. Co kilka sekund "wycierał" sobie łzy. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. - Nawet nie wiesz jak mnie zraniłaś. - pociągnął na nosie. Spojrzałam do tyłu przez ramie, by sprawdzić, czy Alex nas nie obserwuję. Nie zauważyłam jej, ale znam ją dość długo i wiem, że gdzieś się kryje. W momencie, w którym odwracałam głowę w jego stronę poczułam ciepłe i miękkie usta na lewym policzku. - Do zobaczenia, kochanie. - zadowolony opuścił moje mieszkanie. Wryta w podłogę wpatrywałam się w zamknięte drzwi. W co ty grasz, Schlierenzauer? Dlaczego on jest taki zmienny? W ciągu kilku minut potrafi wcielić się w aroganckiego dupka, zranionego mężczyznę, pewnego siebie człowieka i normalną osobę. To jest niedorzeczne! Te sześć miesięcy zapowiada się beznadziejnie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda? Jeśli będę udawać, że w to wierzę, to w końcu tak będzie. Z Gregorem MOŻE jakoś przeżyję, bo on często wyjeżdża, ale jak poradzę sobie patrząc na smutnego Tobiasa? Spotykałam się jakiś czas temu z pewnym chłopakiem, musiałam zakończyć tą znajomość, ponieważ Tobi czuł się przez nią odstawiony na drugi plan. Jest bardzo wrażliwym mężczyzną, który potrzebuje dużo uwagi i ciepła i to właśnie ja się o niego troszczę. Ciężko będzie mi o niego dbać w tej nowej sytuacji, ale muszę to robić, bo nikt inny mnie nie zastąpi. To nie jest tak, że czuję się niezastąpiona, po prostu wiem, że on tego by nie chciał. Niejednokrotnie Alexandra mówiła, że  mam z nim lepszy kontakt i to ja jestem dla niego ważniejsza. Wydaję mi się, że to dlatego, iż bardziej się angażowałam w jego obronę i w tym trudnym dla niego okresie byłam większym oparciem. Alex bardziej skupiła na powstrzymaniu mnie przed pobiciem jego oprawców. Nie chcę, żeby Tobias myślał, że już nie jest dla mnie ważny, a znając go, jestem pewna, że taka myśl przejdzie mu po głowie. Mój czas będę musiała podzielić na pracę, Alex, Tobiasa, Gregora i rodzinę, Wcześniej dawałam rady, a teraz nie wiem jak to będzie...
Szkoda, że dzień ma tylko dwadzieścia cztery godziny.


~*~
Witam, witam i przepraszam. Wiem, że rozdziału długo nie było, a ten jest nijaki, ale musiałam się uczyć. Przepraszam.
Dziękuję za komentarze <3
Buziaki ;*


4 komentarze:

  1. Dlaczego nijaki? Mi się podoba ^^
    Oj, coś czuję, że z tego udawanego związku nie wyniknie nic dobrego... No chyba, że się mylę ;) Schlieri jest dla mnie co najmniej... podejrzany.
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, nie wiem dlaczego mówisz inaczej.
    Podejrzewam, że na takim udawanym związku to się nie skończy. Muszę poczekać, aby się dowiedzieć :-)
    Pozdrawiam i weny życzę :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Po raz pierwszy wpadam z wizytą, ale radzę ci się przyzwyczaić, bo już się mnie stąd nie pozbędziesz. Strasznie się wciągnęłam i gdyby nie to, że musiałam robić sobie przerwy w czytaniu, bo ktoś ciągle coś ode mnie chciał, to przeczytałabym wszystkie rozdziały w dobre 20 minut. Piszesz świetnie i do tego jesteś strasznie błyskotliwa jeśli chodzi o treść. Zaskoczyłaś mnie tutaj Gregorem, bo jest kompletnie nieprzewidywalny. Oby tak dalej!
    Hmmm, pozostaje mi tylko życzy weny i czekać na kolejny.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń